Chorwacja - Vodice
Miały być cudowne wakacje na Rodos, wycieczka była już wykupiona, już miałam
przygotowaną rozpiskę z ciekawymi miejscami, które warto było tam
zwiedzić...ale niestety nie wyszło :( Wszystkie plany i marzenia poszły się
gonić. Chyba nie ma nic gorszego niż to, gdy ktoś niszczy nasze marzenia. No ale cóż mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane tam polecieć.
Zamiast wylotu na Rodos - podróż samochodem na Chorwację, do której nie
byłam wcale przekonana, no bo kto to widział tyle godzin tłuc się autem,
zamiast wsiąść w samolot i fruuu. Ale cóż
zacisnęłam zęby i pojechałam, pojechałam krytycznie nastawiona i wiele rzeczy
mi tam przeszkadzało, przede wszystkim brak plaży, ale zobaczyłam też kilka
pięknych miejsc, więc to chociaż w niewielkim stopniu zrekompensowało mi
niezrealizowane plany.
Wytyczona przez nas trasa biegła przez Czechy, Austrię i Słowenię, oczywiście trzeba pamiętać o zakupie winiet dla każdego z tych krajów. My kupowaliśmy je w sklepach lub stacjach benzynowych przy granicy, ale można je też zamówić przez internet na https://www.pzmtravel.com.pl/ . Wiele wskazówek odnośnie podróży i pobytu znalazłam wcześniej na forum cromaniaków, to naprawdę wielka skarbnica wiedzy, którą warto przeczytać przed wyjazdem do Chorwacji. Postanowiliśmy nie brać całej drogi na raz tylko zostać na noc w Słowenii, było to całkiem dobre wyjście, bo rano wypoczęci mieliśmy do przejechania około 400 kilometrów. Droga upłynęła nam bardzo spokojnie i wręcz nudno, poza jednym dziwnym incydentem na granicy słoweńsko - chorwackiej, otóż celnik sprawdzający paszporty/dowody otworzył drzwi od auta i zapytał czy nie przewozimy broni. Przyznam szczerze byłam w szoku - teraz się z tego śmieje ale wtedy jakoś nie było mi do śmiechu. Dobrze że nie skontrolował całego auta i nie kazał nam wyciągać całej zawartości bagażnika, bo i takie sytuacje tam widziałam.
Trasa przez Polskę, Czechy, Austrię i Słowenię była nudna, przynajmniej z pozycji pasażera, ciągle autostrada i autostrada.
W Czechach kilka wielkich farm fotowoltaicznych, w Austrii kilka ogromnych wiatraków, a tak poza tym to nic ciekawego, dopiero w Chorwacji zaczęły się piękne widoki.
Trasa przez Polskę, Czechy, Austrię i Słowenię była nudna, przynajmniej z pozycji pasażera, ciągle autostrada i autostrada.
W Czechach kilka wielkich farm fotowoltaicznych, w Austrii kilka ogromnych wiatraków, a tak poza tym to nic ciekawego, dopiero w Chorwacji zaczęły się piękne widoki.
Przejeżdżając przez Austrię nawigacja oszalała, a efektem tego była jazda z trzema mapami.
Hotel w Vodicach, niby blisko centrum ale jednak położony na spokojnym cyplu z dala od gwaru w sosnowym lasku. Oczywiście numer jeden na liście była plaża...powinnam napisać woda bo o plaży nie było tam niestety mowy. Był tylko murek i od razu woda, a na murku pełno siedzących ludzi, więc usiedliśmy na nim i my. Poczułam się mocno rozczarowana,
no bo jak to wakacje nad wodą bez plaży?
Wejście do wody było kamieniste, więc przymusowo trzeba posiadać buty do wody.
Okazało się, że w Chorwacji występują duże przypływy i odpływy, w związku z czym raz plaża była a raz jej nie było. Zdarzało się tak, że rano leżałam na kamieniach a po dwóch godzinach musiałam się już przenieść na murek bo przyszła woda. Morze było czyste i przejrzystość wody była bardzo dobra.
Tutaj właśnie znajdowała się moja zanikająca "plaża".
Na przeciwko miejsca, w którym zawsze leżeliśmy rozstawione były dmuchańce nazwane przez nas hopsiakami.
Na hopsiakach nie byliśmy, za to znaleźliśmy sobie inną bardziej ekstremalną atrakcję - skuter wodny, bardzo
mi się to podobało, chociaż muszę przyznać, że na początku trochę się bałam.
Vodice to miejscowość typowo turystyczna z hotelami i apartamentami do wynajęcia, nie ma tam zbyt wiele ciekawych miejsc do zwiedzania, ale nie jest też bardzo tłoczno. Podobno mówi się, że to Saint Tropez Adriatyku - akurat z tym to ja się nie zgodzę. Miasteczko posiada piękny port miejski i marinę, gdzie zawijają mniejsze promy, łodzie oraz jachty.
Wzdłuż brzegu morza ciągnie się promenada z licznymi restauracjami, tawernami, kawiarenkami i pubami. Jest też bardzo dużo sklepów z pamiątkami i jubilerskich. Targ w centrum (przy porcie jachtowym) oferuje zawsze świeże ryby, owoce morza, warzywa i owoce. Jak zwykle w takich miejscowościach ruch robi się wieczorami, kiedy wszyscy wyruszają po całodniowym lenistwie bądź zwiedzaniu na spacery lub kolacje w knajpkach.
W centrum Vodic można również przespacerować się wąskimi uliczkami.
Przy nadmorskiej promenadzie znajduje się duży pomnik na część tych, którzy zginęli w walce albo zostali zamordowani w czasie II wojny światowej.
6 dniowy pobyt w Chorwacji minął, zanim zdążyliśmy się zorientować i przyszedł czas podróży powrotnej, plan był taki aby pokonać całą drogę na raz. Po przejechaniu około 100 kilometrów utknęliśmy w autostradowym korku, najpierw myśleliśmy,
że może był jakiś wypadek, ale gdy w końcu ruszyliśmy żwawszym tempem to znowu się zatrzymaliśmy. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy o tym, że w weekend na chorwackiej autostradzie tworzą się ogromne korki przez dużą ilość tuneli, które trzeba pokonać, a jak wiadomo w tunelu nie może na raz znajdować się zbyt wiele aut. Nauczka na przyszłość: nigdy nie jechać w weekend. Problemem okazało się nawet zatankowanie samochodu, tutaj staliśmy ponad 40 minut, kolejka jakby rozdawali to paliwo za darmo. Co ciekawe na trasie około 200 kilometrów pogoda zmieniła się ze słonecznej i upalnej powyżej 30 stopni na pochmurne 16 stopni - a na to nie byliśmy przygotowani.
Podsumowywując przed tunelem korek, na stacji benzynowej korek, do bramek korek, na granicy korek...wrrr. Także trasę liczącą 400 kilometrów pokonaliśmy w 11 godzin - to nasz rekord życiowy. Przekraczając granicę chorwacko - słoweńską byliśmy tak zmęczeni i wściekli, że dużo nie brakowało a zaparkowalibyśmy na parkingu i spalibyśmy w aucie. Ale dotoczyliśmy się resztkami sił do hotelu w Słowenii, w którym spaliśmy w drodze na wakacje i tak zasnęliśmy w miękkim i czystym łóżeczku.
Drogę ze Słowenii do domu pokonaliśmy bardzo szybko, nareszcie zero korków, tylko szeroka, równa autostrada. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek, w trakcie pobytu pękł katalizator i trzeba było okryć sąsiednie rurki folią aluminiową, a pod dywaniki w aucie lała się woda nie wiadomo skąd.
Hotel w Vodicach, niby blisko centrum ale jednak położony na spokojnym cyplu z dala od gwaru w sosnowym lasku. Oczywiście numer jeden na liście była plaża...powinnam napisać woda bo o plaży nie było tam niestety mowy. Był tylko murek i od razu woda, a na murku pełno siedzących ludzi, więc usiedliśmy na nim i my. Poczułam się mocno rozczarowana,
no bo jak to wakacje nad wodą bez plaży?
Wejście do wody było kamieniste, więc przymusowo trzeba posiadać buty do wody.
Okazało się, że w Chorwacji występują duże przypływy i odpływy, w związku z czym raz plaża była a raz jej nie było. Zdarzało się tak, że rano leżałam na kamieniach a po dwóch godzinach musiałam się już przenieść na murek bo przyszła woda. Morze było czyste i przejrzystość wody była bardzo dobra.
Tutaj właśnie znajdowała się moja zanikająca "plaża".
Na przeciwko miejsca, w którym zawsze leżeliśmy rozstawione były dmuchańce nazwane przez nas hopsiakami.
Na hopsiakach nie byliśmy, za to znaleźliśmy sobie inną bardziej ekstremalną atrakcję - skuter wodny, bardzo
mi się to podobało, chociaż muszę przyznać, że na początku trochę się bałam.
Vodice to miejscowość typowo turystyczna z hotelami i apartamentami do wynajęcia, nie ma tam zbyt wiele ciekawych miejsc do zwiedzania, ale nie jest też bardzo tłoczno. Podobno mówi się, że to Saint Tropez Adriatyku - akurat z tym to ja się nie zgodzę. Miasteczko posiada piękny port miejski i marinę, gdzie zawijają mniejsze promy, łodzie oraz jachty.
Wzdłuż brzegu morza ciągnie się promenada z licznymi restauracjami, tawernami, kawiarenkami i pubami. Jest też bardzo dużo sklepów z pamiątkami i jubilerskich. Targ w centrum (przy porcie jachtowym) oferuje zawsze świeże ryby, owoce morza, warzywa i owoce. Jak zwykle w takich miejscowościach ruch robi się wieczorami, kiedy wszyscy wyruszają po całodniowym lenistwie bądź zwiedzaniu na spacery lub kolacje w knajpkach.
W centrum Vodic można również przespacerować się wąskimi uliczkami.
Przy nadmorskiej promenadzie znajduje się duży pomnik na część tych, którzy zginęli w walce albo zostali zamordowani w czasie II wojny światowej.
6 dniowy pobyt w Chorwacji minął, zanim zdążyliśmy się zorientować i przyszedł czas podróży powrotnej, plan był taki aby pokonać całą drogę na raz. Po przejechaniu około 100 kilometrów utknęliśmy w autostradowym korku, najpierw myśleliśmy,
że może był jakiś wypadek, ale gdy w końcu ruszyliśmy żwawszym tempem to znowu się zatrzymaliśmy. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy o tym, że w weekend na chorwackiej autostradzie tworzą się ogromne korki przez dużą ilość tuneli, które trzeba pokonać, a jak wiadomo w tunelu nie może na raz znajdować się zbyt wiele aut. Nauczka na przyszłość: nigdy nie jechać w weekend. Problemem okazało się nawet zatankowanie samochodu, tutaj staliśmy ponad 40 minut, kolejka jakby rozdawali to paliwo za darmo. Co ciekawe na trasie około 200 kilometrów pogoda zmieniła się ze słonecznej i upalnej powyżej 30 stopni na pochmurne 16 stopni - a na to nie byliśmy przygotowani.
Podsumowywując przed tunelem korek, na stacji benzynowej korek, do bramek korek, na granicy korek...wrrr. Także trasę liczącą 400 kilometrów pokonaliśmy w 11 godzin - to nasz rekord życiowy. Przekraczając granicę chorwacko - słoweńską byliśmy tak zmęczeni i wściekli, że dużo nie brakowało a zaparkowalibyśmy na parkingu i spalibyśmy w aucie. Ale dotoczyliśmy się resztkami sił do hotelu w Słowenii, w którym spaliśmy w drodze na wakacje i tak zasnęliśmy w miękkim i czystym łóżeczku.
Drogę ze Słowenii do domu pokonaliśmy bardzo szybko, nareszcie zero korków, tylko szeroka, równa autostrada. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek, w trakcie pobytu pękł katalizator i trzeba było okryć sąsiednie rurki folią aluminiową, a pod dywaniki w aucie lała się woda nie wiadomo skąd.
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń