Wyspa Rodos - Lindos

Wrrr...jestem zła, sama na siebie, że nie mogę się zebrać do pisania, a miałam przecież to robić regularnie, ale ostatnio siedząc w pracy powiedziałam "dość tego dziadostwa! trzeba się zebrać do kupy i wrócić z powrotem do tego co przynosiło mi frajdę, czyli do pisania". Oto więc jestem znowu w blogosferze i będę się bardzo starała aby to nie był tylko słomiany zapał.

Wróćmy do kolejnego odwiedzonego miejsca na mapie Rodos, tym razem - Lindos. Miasteczko to polecał nam jeszcze przed wyjazdem właściciel zaprzyjaźnionego biura podróży, również przewodniki opisywały to miasto jako piękne miejsce warte zobaczenia na wyspie. Zachęceni więc tymi opiniami nie czekaliśmy zbyt długo i drugiego dnia naszego pobytu zaraz
po obiedzie wyruszyliśmy w drogę. Lindos oddalone było około 40 kilometrów od naszego hotelu, a podziwiać je można było już z drogi na końcu naszej trasy. Miasto z niezliczoną ilością białych domów to coś co kocham w Grecji, a nad nim wznoszący się majestatyczny Akropol.




Szybko porzuciliśmy skuter przy drodze i poszliśmy w miasto, do którego wstęp mają tylko piesi. Otoczył nas labirynt wąskich uliczek z białych domów, w części z nich były kawiarnie albo sklepy z pamiątkami, ale były też domy zamieszkałe przez miejscową ludność. Uliczki wyłożone okrąglakami były śliskie i niewygodne dla osób w butach na cienkiej podeszwie, ale tworzyły super klimat. Całość wyglądała bajkowo, jak z pocztówek, to nic że było tam gorąco, a w labiryncie uliczek można było się zgubić, te wszystkie niedogodności rekompensował cudowny typowo grecki klimat.







Miasto ewidentnie pięło się w górę, a naszym celem był Akropol, który widzieliśmy już z drogi. Oczywiście znaków prowadzących do atrakcji turystycznych w Grecji jest jak na lekarstwo, więc i tutaj musieliśmy poradzić sobie sami, iść
za głosem instynktu albo podążać za tłumem - obie opcje prowadziły do celu. Wychodząc na drugą stronę miasta musieliśmy pokonać jeszcze "spacer" po kamiennych schodach w górę, po plecach się lało, ale to nic przecież trzeba było dotrzeć
do Akropolu. Istnieje również możliwość dotarcia na miejsce na osiołku, ale mnie osobiście szkoda tych zwierząt. Po kilku postojach odpoczynkowych dotarliśmy do kasy...a tam wielkie zdziwienie...12 euro za bilet wstępu za osobę, o szybkim przeliczeniu na złotówki wyszło koło 50 złotych. W mojej głowie odezwał się od razu głos rozsądku: "strasznie drogo jak
za bilet na jakieś ruiny", ale głos z drugiej strony głowy krzyczał: "wszyscy mówili że to miejsce jest piękne, a w dodatku jesteś
w podróży po ślubnej, nie bądź sknera i kupuj bilet". Oczywiście posłuchałam drugiego głosu i kupiliśmy dwa bilety, muszę przyznać, że nawet mój mąż trochę się zawahał jak zobaczył tą cenę. Ale przecież raz się żyje, raz w życiu ma się podróż poślubną i nie wiadomo czy jeszcze kiedyś będzie nam dane polecieć na Rodos, a skoro już jesteśmy w Lindos, przeszliśmy całe miasto i wspięliśmy się na górę to nie możemy nie wejść na Akropol. Myślę, że gdybyśmy zrezygnowali to byśmy bardzo żałowali, że będąc tak blisko odpuściliśmy sobie.













To co tam zobaczyliśmy było warte każdych pieniędzy, gdy tam weszłam już nie było mi wcale szkoda tych 12 euro Fakt nie jestem podróżnikiem i nie wiedziałam wielu pięknych miejsc, ale kilka miejscówek zapisało się w mojej pamięci w folderze "wspaniałe". To miejsce było bardziej niż wspaniałe, ja osobiście się w nim zakochałam i to od pierwszego wejrzenia. Widoki
z Akropolu są cudowne, z każdej strony obserwujemy co innego. Z jednej strony gęsta sieć białych domków Lindos, z drugiej zatoka świętego Pawła, a z trzeciej plaża w Lindos i Morze Śródziemne.










Sam Akropol, widać że mocno zniszczony, jest sukcesywnie odbudowywany. Są to ruiny, więc nikt nie spodziewał się zobaczyć tam pałacu. Najważniejszym miejscem Akropolu jest świątynia Ateny z IV w. p. n. e. A całość otoczona jest grubym obronnym murem. Żeby obejść wszystko na spokojnie my potrzebowaliśmy około 2 godzin, ale myślę że chętnie spędzilibyśmy tam nawet cały dzień. Spotkaliśmy tam ludzi z Polski - modelkę i fotografa, ona w pięknej zwiewnej czerwonej sukni pozowała mu do zdjęć. Od razu żałowałam, że nie wzięłam ze sobą sukni ślubnej...znaleźlibyśmy na wyspie fotografa
i mielibyśmy cudowne zdjęcia plenerowe.

W Akropolu po raz pierwszy spotkaliśmy się z kamiennymi sześcianami, w których jakby odbite były stopy. Zastanawialiśmy się co to takiego może być i jedyne co nam przyszło do głowy to, że być może  były to podstawy pod posągi, a gdy zostały one odkute to pozostały w nich dziury. Niestety moje buty okazały się za szerokie żeby mogły się zmieścić w tych otworach, ale pamiątkowe zdjęcie zostało wykonane. Jak później widzieliśmy, jeszcze w wielu miejscach na wyspie można było spotkać takie kamienne kostki.

Robiło się już późno, a chcieliśmy jeszcze zobaczyć zatokę świętego Pawła i wrócić do hotelu na kolację, więc zeszliśmy
z Akropolu. Żeby odnaleźć nasz skuter musieliśmy przebić się z powrotem przez miasto, a w labiryncie zgubić się bardzo łatwo. Oczywiście mój mąż "mistrz orientacji w terenie" zaczął się tak kręcić po uliczkach, że zamiast iść w dół to szliśmy
w górę i w końcu sam nie wiedział gdzie jest. Dopiero po włączeniu mojej niezawodnej kobiecej intuicji wydostaliśmy się
z miasta i spokojnie dotarliśmy do skutera.



Zjechaliśmy oczywiście w dół na plażę w Lindos - jest to jedna z niewielu piaszczystych plaż na wyspie. Z racji tego
że znajduje się w zatoce, bardzo szybko zachodzi tam słońce i popołudniami nie da się już zażywać słonecznych kąpieli.



Następnie okrążyliśmy miasto i udaliśmy się nad słynną zatokę świętego Pawła. Historia mówi, że to właśnie tutaj święty Paweł zatrzymał się w roku 58 w trakcie swojej podróży do Rzymu i właśnie stąd rozpoczęła się chrystianizacja wyspy.
W zatoce znajduje się również niewielki kościół z XVII wieku, a w jego arkadach umieszczone zostały tablice z fragmentami Dziejów Apostolskich (podobno także po polsku, ale tego niestety nie widziałam na własne oczy). Zatoka, która pięknie wyglądała patrząc z Akropolu, z bliska prezentuje się równie ładnie. Na niewielkiej plaży można odpocząć na leżaku pod parasolem, albo połowić ryby z pomostu.






Głodni kolejnych atrakcji turystycznych pojechaliśmy jeszcze kilka kilometrów do Lardos w poszukiwaniu bizantyjskiej wieży, zamku i fontanny. Niestety przez słabe oznakowanie nie znaleźliśmy nic z tego co nas interesowało. Za to mieliśmy okazję jechać drogą wydrążoną w skale, muszę przyznać, że efekt bardzo fajny.



Słońce już powoli zachodziło, więc postanowiliśmy ruszyć w drogę powrotną, a dzięki temu, że już się ściemniało mogliśmy zobaczyć bajkowo podświetlony Akropol. Widok naprawdę super - w dole oświetlone białe domki, a na górze podświetlone ruiny.



Jeśli wybieracie się zwiedzać Lindos, zarezerwujcie sobie co najmniej całe popołudnie, a jeśli macie taką możliwość, to nawet cały dzień. Sam spacer po miasteczku to co najmniej godzina plus około 30 minut aby wejść spokojnie na górę, a żeby zajrzeć w każdy zakamarek Akropolu, zrobić zdjęcia i nacieszyć się cudownymi widokami potrzeba co najmniej 2 godzin.
Aby zobaczyć zatokę św. Pawła i plażę w Lindos potrzebna będzie dodatkowa godzina.

Ostatnio z wycieczek poza pięknymi wspomnieniami i tysiącami zdjęć przywozimy pamiątkowe monetki, nawet w Lindos udało nam się taką zakupić.



Osobiście uważam, że jest to najpiękniejsze miejsce na wyspie, które polecam każdemu komu tylko opowiadam o Rodos. Uważam, ze to nasze "największe odkrycie"podróży poślubnej.

Komentarze