Świnoujscie - Podziemne Miasto na Wyspie Wolin

Jeden dzień pobytu w Świnoujściu zaplanowaliśmy całkowicie po wschodniej stronie miasta, a jedną z atrakcji było właśnie Podziemne Miasto na Wyspie Wolin. Żeby się tam dostać musieliśmy jeszcze odstać ponad godzinę w kolejce na prom (ostatnio czytałam, że w końcu podjęto decyzję o budowie tunelu pod Świną - brawa dla tego kto wreszcie zadecydował
o stworzeniu tak potrzebnej drogi). Po dotarciu na miejsce, oczywiście prawie spóźnieni zakupujemy przepustki,
my zdecydowaliśmy się na opcję 2w1, czyli zwiedzanie Podziemnego Miasta i Fortu Gerharda.


Po kilku minutach oczekiwania wyszedł do nas chłopak w mundurze z karabinem, zarządził zbiórkę w dwuszeregu i kazał kolejno odliczać (pech chciał, że w naszej grupie znajdowali się też obcokrajowcy, którzy nie potrafili mówić po polsku). Następnie sprawdził nasze przepustki, przekazał nam sprawy organizacyjne i zaczął opowiadać historię Podziemnego Miasta.


Budowę fortyfikacji rozpoczęli Niemcy w latach 30. ubiegłego wieku, aby chronić swoją bazę marynarki wojennej. Po II wojnie światowej obiekt ten przejęło Ludowe Wojsko Polskie, któremu miał on służyć jako centrum dowodzenia dla ewentualnej operacji zajęcia Skandynawii, jak również jako schron atomowy. 
Bateria składała się z czterech wielkich schronów koszarowo-bojowych, schronu dowodzenia, magazynu amunicyjnego oraz maszynowni. Była ona uzbrojona w działa kalibru 15 cm. Lufy długie na 6 metrów i pancerne maski – armaty miały zasięg 15 kilometrów.
Podziemne miasto wizytował często sam generał Jaruzelski, a obiekt był ściśle tajny i o jego istnieniu wiedzieli tylko nieliczni, wojskowi bazę ten określali kryptonimem 10/151. Klauzula tajności został zdjęta dopiero w roku 2013, kiedy to gospodarzem obiektu stało się Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Natomiast od 1 maja 2014 roku Podziemne Miasto na Wyspie Wolin zostało udostępnione do zwiedzania i jest świetną atrakcją turystyczną.

Wracając do naszego zwiedzania, przewodnik poszukiwał chętnej osoby, która będzie szła na końcu grupy i przeliczała czy wszyscy są. Zgłosiła się do tego zadania moja druga połówka i został mianowany "starszym grupy". I wiecie co...dostał karabin, ten sam z którym wyszedł do nas przewodnik. Ja tam bym mu broni nigdy w ręce nie dała, ale na szczęście nie była naładowana, bo biedaczek jeszcze by się uszkodził, albo co gorsza innych towarzyszy.
Wreszcie po tych wszystkich szkoleniach wchodzimy do pierwszego bunkra, a oto co możemy tam zobaczyć.






Przewodnik oczywiście straszy nas, że w bunkrze mogą być szczury i nietoperze i zakazuje używania latarek pod rygorem zarekwirowania ich. Nie ukrywam, że jak usłyszałam słowo szczury i nietoperze to obleciał mnie delikatny strach, a skoro nie wolno używać latarek to znaczy, że w środku będzie ciemno. To nie było zbyt pocieszające, bo nie lubię małych i ciemnych pomieszczeń, a już tym bardziej tych pod ziemią. Gdy weszliśmy do środka okazało się, że faktycznie jest tam ciemno, tylko
co jakiś czas widzieliśmy zawieszoną na suficie lampę, która na szczęście świeciła. Na początku przewodnik trochę krzyczał, gdy turyści włączali latarki, ale później stwierdził chyba, że to nie ma sensu, bo przecież nie zrobi z nas prawdziwych żołnierzy
w ciągu godziny i odpuścił nam.



Jak się okazuje jest to kompleks 5 bunkrów połączonych ze sobą kilometrem korytarzy. 
Wśród unikalnych eksponatów Podziemnego Miasta są m.in. faksymilie map i dokumentów, gdzie wymienione są potencjalne cele i scenariusze III (atomowej) wojny światowej, a także scenariusz planowany podczas ćwiczeń Układu Warszawskiego. Mapa działań do dziś znajduje się w schronie.


Oczywiście mogliśmy również wizytować pokój generała Jaruzelskiego, w którym miał on swoje centrum dowodzenia - w razie wybuchu wojny mógł tam schronić się na kilka tygodni, a nawet miesięcy.





W forcie znajdują się również pokój wojskowych, pomieszczenie pielęgniarki, miejsce składowania niebezpiecznych substancji chemicznych i spiżarnia.






Po wyjściu na powierzchnię kapral zaprowadził nas jeszcze na miejsce, gdzie kiedyś znajdowało się  działo szybkostrzelne.


Na zakończenie zwiedzania moja druga połówka musiała zdać broń i przeliczyć czy wyszło tyle samo osób co weszło.
Na szczęście rachunki się zgadzały, więc w nagrodę mogliśmy wylosować sobie z czapki kaprala jedną ze zwiniętych karteczek, ale co było na nich napisane? Nie pamiętam.

Podziemne Miasto na Wyspie Wolin przeniesie zwiedzających w czasie śladami militarnej historii Pomorza Zachodniego
i na pewno zaciekawi każdego, nie tylko osoby interesujące się historią i militariami. Nam bardzo się tam podobało i to wcale nie dlatego, że lubimy bunkry. Jeszcze nigdy nie zwiedzaliśmy żadnych fortów, gdzie przewodnikiem był kapral, a my byliśmy rekrutami - to naprawdę świetny sposób zwiedzania, który każdemu przypadnie do gustu. Jeśli wybieracie się do krainy 44 wysp to Podziemne Miasto na Wyspie Wolin musi być obowiązkowym punktem waszego wyjazdu.

Komentarze