Pojekt Arado - zaginione laboratorium Hitlera w Kamiennej Górze

Nadszedł już ostatni dzień naszego pobytu w okolicach Wałbrzycha, spakowani opuściliśmy hotel i planowaliśmy co by tu jeszcze zwiedzić - Świdnicę, Śnieżkę, Projekt Arado w Kamiennej Górze? W Świdnicy nie znaleźliśmy nic co by nas zainteresowało, a na Śnieżkę pogoda była zbyt niepewna. Postawiliśmy wiec na to ostatnie i na prawdę był to genialny wybór. Projekt Arado znajduje się praktycznie w centrum Kamiennej Góry, co nas zdziwiło bo spodziewaliśmy się raczej takiego obiektu na uboczu. A tutaj wśród wąskich uliczek, za starymi niepozornymi blokami znajduje się laboratorium Hitlera ukryte w Górze Parkowej.



Nie muszę chyba wspominać, że jak zwykle dotarliśmy tam na kilka minut przed wyznaczoną godziną zwiedzania...ale przecież u nas jest to standard i tym razem na szczęście udało nam się zakupić od razu bilety. Po kilku minutach oczekiwania wyszedł do nas robotnik przymusowy i zapytał czy na pewno chcemy wejść do Arado, bo nie może nam zagwarantować czy wyjdziemy, ale bardzo dobrze, że mamy ze sobą aparaty szpiegowskie. Wspomniał też o niemieckim wartowniku, który może wymagać od nas posiadania przepustek, na szczęście zaopatrzyliśmy się w nie płacąc za wstęp. Wreszcie otworzył przed nami wrota do podziemi i rozpoczęliśmy naszą wędrówkę po laboratorium Hitlera, mijając wartownię, a w niej śpiącego wartownika.

Dowiedzieliśmy się, że w całej Kamiennej Górze w roku 1943 zbudowano aż 6 takich obiektów jak ten, a na całym Dolnym Śląski aż 300, by ukrywać przed aliantami tajne laboratoria lub fabryki. Trasa turystyczna Projektu Arado ma około 600 metrów, ale  szacuje się że pod całą Kamienną Górą znajduje się podobno aż 11 kilometrów podziemnych korytarzy, jednak wejścia do nich są zamknięte ze względu na niebezpieczeństwo zawalenia się. Ta miejscowość jest jedną z wielu na Dolnym Śląsku, gdzie naziści w trakcie II wojny światowej prowadzili budowę podziemnych obiektów. Większość obiektów niestety nie została zbadana a ich przeznaczenie nie jest znane.

Projekt Arado to jeden z ważniejszych obiektów militarnych na Dolnym Śląsku w trakcie II wojny światowej, gdyż projektowano i wyprodukowano tutaj samolot o napędzie odrzutowym - bombowiec dalekiego zasięgu. 

Nasz przewodnik bardzo zachęcał nas do robienia dokumentacji fotograficznej i cały czas powtarzał, że nie wiadomo czy my opuścimy teren laboratorium ale chociaż pozostaną po nas zdjęcia. Więc pstrykaliśmy zdjęcia wszystkiemu co tylko się dało.


Nagle wyskoczył do nas niemiecki żołnierz, który kazał nam stanąć pod ścianą, zaraz za nim przyszedł jakiś oficer i zażądał od nas przepustki i stwierdził że są one lewe. Następnie kazał wybrać z naszej grupy dwie kobiety, gdyż potrzebne mu były pokojówki i zabrał je ze sobą. 

Robotnik pokazał nam makietę bombowca Arado N-555 tak zwane latające skrzydło, który miał być wyposażony w 6 silników odrzutowych, osiągać prędkość ponad 800 kilometrów na godzinę i zabrać na podkład do 4 ton bomb.



W jednym z korytarzy obejrzeliśmy skrzynie z karabinami z czasów II wojny światowej, lufę od niemieckiego niszczyciela czołgów, dyszę spalinową od rakiety V-1 i wiele innych eksponatów z tego okresu.














Zobaczyliśmy także wielki pocisk nazywany "ryczącą krową", gdyż w czasie lotu wydawał waśnie taki dźwięk.



W zbiorach Arado znajdują się także  betonowe koła od hałubicy, zbiorniki na sprężone powietrze od rakiety V-1.

Następnie zobaczyliśmy coś co wyglądało jak bomba, ale widniał na tym napis "Keine Bombe", okazało się, że był to zapasowy zbiornik paliwa do myśliwca.


Jedną z ciekawszych atrakcji była rakieta V-2 o 14 metrach długości i 13 tonach wagi, niestety nie mogliśmy jej dotknąć bo znajdowała się za kratami.

W podziemiach pracowali także więźniowie ubrani jedynie w kraciastą piżamę i nie posiadali oni butów. Ich racja żywnościowa wynosiła 2 kromki chleba i jedną łyżkę zupy dziennie. Do ciężkiej pracy służyła im jedynie łopata, kilof i lampa naftowa, a warunki tam panujące przyczyniały się do szybkiej śmierci.


W Arado znajdowali się także robotnicy przymusowi, którzy pracowali od poniedziałku do piątku po 10 godzin, natomiast w sobotę tylko 6, a po skończonym dniu pracy opuszczali podziemia i dostawali nawet za nią wynagrodzenie w wysokości 5 marek na tydzień z czego 4 marki im zabierano. Byli oni zagrożeniem dla całego Projektu Riese, gdyż mogli wynieść na zewnątrz informację na temat tego co robili i w jakim celu buduje się podziemne korytarze, dlatego też pracowali oni tylko przy początkowym etapie ich drążenia.

Do dziś pozostały tam jeszcze korytarze zalane wodą, które nie są udostępnione do zwiedzania, gdyż po prostu są one niebezpieczne.


Po zwiedzeniu podziemi przewodnik zaprowadził nas jeszcze do osobnego pomieszczenia, w którym znajdowały się eksponaty wymagające lepszych warunków przechowywania niż te panujące w bunkrze. Mogliśmy tam zobaczyć stary zegar, dokumenty i zdjęcia oraz słynną enigmę.






Z tej wycieczki przywieźliśmy sobie również pamiątkową monetkę, jak na razie to jedna z najładniejszych monet w naszej kolekcji.



Projekt Arado to bardzo ciekawa atrakcja na Dolnym Śląsku, oprócz tego, że dowiecie się co działo się w tym miejscu w trakcie II wojny światowej i obejrzycie eksponaty, które pozostały, to gwarantuję, że bardzo fajnie spędzicie czas w trakcie zwiedzania i nikt nie będzie się nudził. Przewodnicy prowadzą grupę bez nudnego opowiadania o historii, oni robią z tego przedstawienie, dzięki czemu każdy jest zainteresowany tym co się dzieje.

Komentarze