Kopalnia Złota w Złotym Stoku, Park Linowy Skalisko w Złotym Stoku

Jest kwiecień 2016 roku, planujemy majówkę: Sandomierz, Kielce, Kazimierz Dolny czy też okolice Wałbrzycha? Wybieramy ten ostatni wariant, bo nigdy nie byliśmy w tym rejonie Polski. Szukam w internecie ciekawych miejsc, żeby zobaczyć co możemy zwiedzić: wujek Google podpowiada przede wszystkim Riese i zamek w Książu. Całkiem przypadkiem trafiam na jednego
z blogów, gdzie pewna dziewczyna opisała swój weekend spędzony w Wałbrzychu. Z ciekawością przeczytałam post, ale głównie dlatego, że chciałam się dowiedzieć tego co fajnego mogę tam zwiedzić. Przejrzałam też inne jej wpisy opisujące pozostałe wyjazdy, aż w końcu zaczęłam szukać w internecie innych blogów, w których znajdowały się informacje na temat atrakcji okolic Wałbrzycha. Wtedy zobaczyłam ile Was blogerów jest, ile zwiedzacie i jak fajnie to wszystko później opisujecie. Wieczorem usiadłam jeszcze z laptopem na kolanach i kubkiem ciepłej herbaty w ręce i szukałam tych blogów dalej
i więcej...tak mnie to wciągnęło. Wtedy tak naprawdę to wszystko się zaczęło...wtedy to zakiełkował w mojej głowie pomysł założenia własnego bloga i dzielenia się z innymi ludźmi zdjęciami zaopatrzonymi w opisy zwiedzonych przeze mnie miejsc.

Wróciliśmy z majówki, a ja zaczęłam zgłębiać tajniki blogowania, najpierw przeczytałam gdzie najlepiej założyć bloga i jak
go prowadzić, długo wymyślałam jego nazwę (wiele ciekawych było już zajętych), aż w końcu przejrzałam tysiące zdjęć
z wakacji znajdujących się na dysku i zaczęłam zastanawiać się co opisać. Później przyszedł wreszcie czas na założenie swojego bloga i wypisanie postów, które chciałam stworzyć, i tak tworzę do dnia dzisiejszego. Raz wychodzi mi to lepiej, a raz gorzej, ale nigdy nie chciałam tego porzucić. Jest mi z tym pisaniem bardzo dobrze, znalazłam sobie w tym odskocznię
od codzienności i będę to robić dopóki nie skończą mi się tematy, ale w to akurat wątpię bo już mam wiele pomysłów na wyjazdy. 

Tymczasem majówkę 2016 uważam za rozpoczętą! Zapakowani we wszystkie bardziej i mniej potrzebne przedmioty ruszyliśmy w drogę. Na trasie do celu naszej podróży mieliśmy zaplanowane jeszcze zwiedzanie Kopalni Złota w Złotym Stoku. Już na miejscu spośród kilku opcji biletowych wybraliśmy MIX 1 w skład którego wchodzi: zwiedzanie kopalni, zwiedzanie parku techniki, płukanie złota i certyfikat.


Zwiedzanie samej kopalni rozpoczęło się od krótkiego przeszkolenia, jak powinniśmy się zachować pod ziemią, po którym ruszyliśmy w trasę z zabawnym przewodnikiem. Wysłuchaliśmy opowieści o początkach kopalni, o procesie pozyskiwania złota i natknęliśmy się też na Gnoma (bardzo miły gość w masce, który podchodzi do ludzi z reguły od tył i po prostu ich straszy-oczywiście ja również padłam jego ofiarą). Kopalnią opiekuje się św. Krzysztof, którego figurka oczywiście znajduje się na jednym z podziemnych korytarzy.


W kopalni znajduje się także 8 metrowa zjeżdżalnia, to atrakcja nie tylko dla dzieci, ja także zamiast schodzić po schodach skorzystałam ze zjazdu.


Po drodze mijamy również Muzeum Przestróg, Uwag i Apeli, to 2 ściany z tabliczkami rodem z  PRL-u.


 



Wysłuchaliśmy również opowieści czarodzieja z Wiednia, o tym jak zamiast stworzenia magicznego eliksiru młodości otrzymał arszenik, czyli eliksir na teściowe.


Zobaczyliśmy „skarbiec”- pomieszczenie całe w złocie, w którym znajdowało się pełno sztabek złota (a raczej złotych, bo koło prawdziwego złota one nawet nie leżały), złote sztućce i zastawa. Mój wtedy jeszcze narzeczony dostał, w ramach dbania
o sylwetkę, sztabkę złota do trzymania w ręce, jak później się przyznał była ona dosyć ciężka.





Po wyjściu z jednego szybu przechodzi się przez las do drugiego wejścia, gdzie po pokonaniu niezliczonej ilości schodów
w dół docieramy do bajecznie podświetlonego wodospadu. Podobno jest to jedyny podziemny wodospad w Polsce. Niektórzy twierdzą, że istnieją tam jeszcze korytarze z ukrytymi skarbami, niestety nikt ich jeszcze nie odnalazł.




 Na zakończenie zwiedzania kopalni czekała nas jeszcze podróż „kopalnianym pendolino”, to bardzo fajny pomarańczowy pociąg, który po prostu wywozi nas z podziemia na światło dzienne.



Następnie czekała nas wizyta w mennicy, gdzie dowiedzieliśmy się jak wybijano kiedyś monety. My oczywiście wybiliśmy sobie jeszcze taką pamiątkową monetkę.

 


A później zgodnie z wykupionym biletem otrzymaliśmy pamiątkowy Certyfikat zdobywcy Kopalni Złota w Złotym Stoku
(to chyba najważniejsze odznaczenie, po za dyplomem wzorowej uczennicy i dyplomem mistrza ortografii w 1 klasie szkoły podstawowej, które dostałam w życiu).


 
W drodze do parku techniki czekało nas jeszcze płukanie złota. Dostaliśmy woreczek piasku, pustą fiolkę, talerz i zostaliśmy poinstruowani co trzeba zrobić żeby zapełnić nasze fiolki złotem. Po kilku minutach płukania i wpatrywania się w piach
na talerzu, udało nam się chociaż w części zapełnić je cennym kruszcem, który jak się okazuje jest tylko „złotem głupców”, ponieważ to tylko arsenopiryt.


W Parku techniki zobaczyliśmy jak kiedyś kobiety wydobywały wodę ze studni, jak dzieci chodziły w kole i jak mężczyźni chodzili w kieracie. Oczywiście każda z kobiet z naszej grupy wysłała swojego mężczyznę żeby w tym kieracie chodzili, za karę ma się rozumieć.







 Odwiedziliśmy tam również straszny labirynt, który w rzeczywistości wcale nie jest taki straszny jak przedstawiła nam
to przewodniczka. Na końcu zwiedzania parku byliśmy także z wizytą w chacie kata, który zaprezentował nam dawne narzędzia tortur np. dla niewiernych mężów (na szczęście wszyscy wyszli od niego cali i zdrowi).


Złoto bywa kapryśne. Przekonał się o tym boleśnie Wit Stwosz, który w tutejszą kopalnię złota zainwestował pieniądze otrzymane za Ołtarz Mariacki. Gdy wyczerpały się złoża i nie odnaleziono kolejnej żyły cennego kruszcu, zdesperowany artysta sfałszował weksle, co skończyło się wielkim skandalem.
Potem do Złotego Stoku trafił alchemik i aptekarz Hans Schärffenberg, który szukał tu receptury na eliksir nieśmiertelności. Przypadkiem odnalazł formułę czegoś zgoła przeciwnego: arszeniku, uzyskiwanego z rud arsenowych. Na ponad 100 lat miasto stało się jedynym dostawcą arszeniku na świecie, a korzystali z niego m.in. słynny Rasputin i cesarz Napoleon.


Czytaj więcej na http://podroze.swiatkobiety.pl/zwiedzaj-polske/news-kopalnia-pelna-skarbow-zloty-stok,nId,2356818#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Złoto bywa kapryśne. Przekonał się o tym boleśnie Wit Stwosz, który w tutejszą kopalnię złota zainwestował pieniądze otrzymane za Ołtarz Mariacki. Gdy wyczerpały się złoża i nie odnaleziono kolejnej żyły cennego kruszcu, zdesperowany artysta sfałszował weksle, co skończyło się wielkim skandalem.
Potem do Złotego Stoku trafił alchemik i aptekarz Hans Schärffenberg, który szukał tu receptury na eliksir nieśmiertelności. Przypadkiem odnalazł formułę czegoś zgoła przeciwnego: arszeniku, uzyskiwanego z rud arsenowych. Na ponad 100 lat miasto stało się jedynym dostawcą arszeniku na świecie, a korzystali z niego m.in. słynny Rasputin i cesarz Napoleon.


Czytaj więcej na http://podroze.swiatkobiety.pl/zwiedzaj-polske/news-kopalnia-pelna-skarbow-zloty-stok,nId,2356818#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Złoto bywa kapryśne. Przekonał się o tym boleśnie Wit Stwosz, który w tutejszą kopalnię złota zainwestował pieniądze otrzymane za Ołtarz Mariacki. Gdy wyczerpały się złoża i nie odnaleziono kolejnej żyły cennego kruszcu, zdesperowany artysta sfałszował weksle, co skończyło się wielkim skandalem.
Potem do Złotego Stoku trafił alchemik i aptekarz Hans Schärffenberg, który szukał tu receptury na eliksir nieśmiertelności. Przypadkiem odnalazł formułę czegoś zgoła przeciwnego: arszeniku, uzyskiwanego z rud arsenowych. Na ponad 100 lat miasto stało się jedynym dostawcą arszeniku na świecie, a korzystali z niego m.in. słynny Rasputin i cesarz Napoleon.


Czytaj więcej na http://podroze.swiatkobiety.pl/zwiedzaj-polske/news-kopalnia-pelna-skarbow-zloty-stok,nId,2356818#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Złoto bywa kapryśne. Przekonał się o tym boleśnie Wit Stwosz, który w tutejszą kopalnię złota zainwestował pieniądze otrzymane za Ołtarz Mariacki. Gdy wyczerpały się złoża i nie odnaleziono kolejnej żyły cennego kruszcu, zdesperowany artysta sfałszował weksle, co skończyło się wielkim skandalem.
Potem do Złotego Stoku trafił alchemik i aptekarz Hans Schärffenberg, który szukał tu receptury na eliksir nieśmiertelności. Przypadkiem odnalazł formułę czegoś zgoła przeciwnego: arszeniku, uzyskiwanego z rud arsenowych. Na ponad 100 lat miasto stało się jedynym dostawcą arszeniku na świecie, a korzystali z niego m.in. słynny Rasputin i cesarz Napoleon.

Kopalnia oferuje jeszcze podziemny spływ łodzią - niestety nam nie udało się załapać na tę atrakcję,  bo bilety na nią bardzo szybko się rozchodzą.

Przy okazji przechodzenia przez las z jednego szybu do drugiego zauważyliśmy ludzi zjeżdżających na tyrolkach i zaświtało nam w głowach żeby też spróbować. Moja druga połówka zaproponowała żebyśmy sobie zjechali na linie, powiedziałam
mu, że chciałabym ale się bardzo boję, ale jak pójdzie sam to będzie mi przykro, więc poszłam. Po znalezieniu punktu poboru opłat, podpisaliśmy oświadczenie (chyba że jesteśmy niespełna rozumu, że się na to zdecydujemy, nie wiem co tam było napisane, bo byłam tak zestresowana, że nawet nie przeczytałam) i założeniu uprzęży, przeszliśmy ekspresowe szkolenie zapinania, przepinania i odpinania karabińczyka na linę, no i poszliśmy na górę. Po drodze czekał na nas jeszcze próbny zjazd
i przeciąganie się na linie. Gdy po krótkim spacerze w górę doszliśmy w końcu do podestu, z którego trzeba było zjechać…zamarłam, gdy zobaczyłam jak to jest wysoko i jak daleko jest końcowy podest, przyznam szczerze, że zwątpiłam
i to bardzo, a moja odwaga osiągnęła poziom -100.




 No ale w końcu po namowach i płaczu, "że ja nie zjadę, nie ma takiej opcji i w ogóle nie" podpięłam się, zamknęłam oczy
i pojechałam. Przez kilka pierwszych sekund myślałam, że serce wyskoczy mi przez gardło bo tyrolka rozpędzała się chyba
do prędkości światła, ale gdy już osiągnęła stałą prędkość, to ja osiągnęłam spokój i mogłam się zacząć cieszyć tą zabawą.
My wykupiliśmy opcję maksymalną, jeżeli chodzi o tyrolki, czyli zjazd po 5 linach. Z każdą następną liną było coraz fajniej, chociaż były one coraz krótsze, ale nie jest to jednak atrakcja dla osób ze słabymi nerwami.



Gdy zeszliśmy na sam dół moja druga połówka powiedziała: „Było super, ale spodziewałem się że będzie większa adrenalina”, pomyślałam "To ja miałam adrenalinę na poziomie maksimum z maksimum".  Jak się później doczytałam w internecie Skalisko – bo tak nazywa się ten park linowy, posiada najdłuższą tyrolkę w Polsce, bo aż 2,5 kilometrową, więc jak na pierwszy zjazd w życiu to mega ekstremalne doświadczenie.

Po tych wszystkich atrakcjach wreszcie dotarliśmy do celu naszej podróży, czyli do Hotelu Esperanto w Świdnicy. Położony na uboczu, stosunkowo nowy i cichy hotel, wybraliśmy po pozytywnych opiniach w Internecie i nie zawiedliśmy się. Mieliśmy tam wszystko czego nam było trzeba, ładny pokój z łazienką, dobre śniadania, jak również możliwość korzystania z restauracji
w innych porach dnia, ale przede wszystkim świetną bazę wypadową na nasze wycieczki.

Komentarze