Władysławowo
Pierwsze morskie wspólne wakacje
zapowiadały się super. Walizki zapakowane, jedzenie i picie na drogę
naszykowane, mapa przygotowana, no to ruszamy. Po pokonaniu 300 kilometrów zaczęły
się problemy natury komunikacyjnej, z powodu budowanej w tamtym czasie
Autostrady Bursztynowej utknęliśmy w korku, a kolejny zator drogowy spotkał nas
w Rumii.
Z planowanych 8 godzin jazdy zrobiło się aż 11, ale w końcu w deszczu dotarliśmy na naszą
kwaterę.
Gdy pogoda na to pozwalała, do
południa leżakowaliśmy na plaży, a popołudnia spędzaliśmy na spacerach
po Władysławowie. Codziennie w drodze na plażę szliśmy Aleją Gwiazd Sport, która wtedy miała 79 gwiazd.
po Władysławowie. Codziennie w drodze na plażę szliśmy Aleją Gwiazd Sport, która wtedy miała 79 gwiazd.
Dużo czasu spędzaliśmy w porcie i
przyglądaliśmy się statkom, tym dużym i tym małym, jak uroczy Franuś.
Siedząc w porcie obserwowaliśmy jak
fale rozbijają się o falochron, nie raz opryskując nas słoną wodą.
Z latarni morskiej we
Władysławowie podziwialiśmy panoramę miasta, morze i półwysep helski.
Pewnego popołudnia
wybraliśmy się do Jastrzębiej Góry, żeby wspiąć się na latarnię morską Rozewie.
Przylądek Rozewie uznawany był za najdalej wysunięty na północ punkt na mapie
Polski, jednakże punkt ten znajduje się tak naprawdę
na wybrzeżu w granicach Jastrzębiej Góry. Nazwano go Gwiazdą Północy.
na wybrzeżu w granicach Jastrzębiej Góry. Nazwano go Gwiazdą Północy.
Tydzień wakacji szybko minął i
nadszedł czas powrotu do domu, a z wakacji przywieźliśmy taką oto pamiątkę,
która do dziś stoi na meblach.
Czy pojechałabym jeszcze do Władysławowa? Myślę, że tak, chociaż nie należy ono do moich ulubionych nadmorskich miejscowości.
Komentarze
Prześlij komentarz