Świnoujście

I tak po 2,5 miesiącach znów zawitaliśmy nad morze, tym razem po sezonie wakacyjnym i do Świnoujścia, tym sposobem zaliczyliśmy już praktycznie wszystkie większe nadmorskie miejscowości przesuwając się ze wschodu na zachód. 



Zawsze chcieliśmy tutaj przyjechać, ale jakoś baliśmy się przeprawy promowej w środku sezonu, jak się później okazało nasze obawy były całkowicie słuszne. Zdarzało się, że czekaliśmy na prom ponad godzinę, więc nie chcę się nawet zastanawiać jaki jest czas oczekiwania w trakcie wakacji. Tym razem wzięliśmy dodatkowy bagaż w postaci rowerów. Jeśli wybieracie się
w podróż z dodatkowymi 2 kołami polecam bagażnik rowerowy na hak (w naszym przypadku sprawdził się genialnie), bardzo łatwy montaż samego bagażnika, szybkie zakładanie i ściąganie rowerów i - co bardzo ważne - brak ograniczenia prędkości.




Tym razem również zamieszkaliśmy w apartamencie, mała kawalerka z aneksem kuchennym i łazienką w zupełności nam wystarczyła na tygodniowy pobyt, a balkon służył jako przechowalnia rowerów. Na plażę mieliśmy bardzo blisko, zresztą wszędzie jeździliśmy naszymi dwukołowcami, więc żadne odległości nie były nam straszne.

Pojechaliśmy z nastawieniem raczej tylko na zwiedzanie, a nie na plażowanie, aczkolwiek strój kąpielowy również znalazł się
w mojej walizce i nawet został 3 razy wykorzystany :) Plaże w Świnoujściu są piękne, przede wszystkim szerokie, z cudownym drobnym piaskiem, a po sezonie praktycznie puste - miejsc do leżenia do woli, nie trzeba się przeciskać między parawanami. Przed wyjazdem przygotowałam rozpiskę miejsc, które warto zwiedzić w tamtych terenach, kiedyś tego nie robiłam, ale teraz stwierdzam, że dobrze jest się przygotować wcześniej, żeby nie przeoczyć fajnych atrakcji. Dzięki temu zobaczyliśmy wszystko co chcieliśmy.





Miejscem najczęściej przez nas odwiedzanym w trakcie tego tygodnia był Wiatrak Stawa Młyny, który uznawany jest za symbol Świnoujścia. Wiatrak pełni funkcję znaku nawigacyjnego, znajduje się u wejścia do portu po części zachodniej od roku 1874, ma 10 metrów wysokości i pomalowany jest na biało. Wiąże się z nim ciekawa legenda:

"Gdy Świnoujście stało się miastem portowym, wielu jego mieszkańców znalazło pracę na statkach, które pływały po wodach całego świata. Młodzi mężczyźni wypływali w wielomiesięczne rejsy zostawiając ukochane dziewczyny lub żony i rodziny. Praca
na morzu była ciężka i wyczerpująca, a wyżywienie bardzo kiepskie. Wycieńczeni i postarzali wracali oni z długotrwałych morskich rejsów do Świnoujścia, gdzie czekały na nich śliczne dziewczyny, zadbane żony i uśmiechnięte dzieci. Po kilku takich wyprawach marynarze wyglądali jak dziadkowie swoich żon. Zrozpaczone kobiety wstydziły się wychodzić z nimi do miasta czy na spacer. Była wśród nich Alicja – piękna, smukła żona Krzysztofa, który właśnie wrócił z długiego rejsu. Kiedy już wszyscy zasnęli spojrzała ona na zmęczoną, pooraną zmarszczkami twarz męża i zapłakana wybiegła z chaty. Zatrzymała się dopiero na plaży.
Noc rozświetlał srebrny księżyc. Bałtyk był spokojny, tylko leniwa fala kładła się na brzeg. Alicja weszła na koniec falochronu
i wymyślała morzu, że takie okrutne, że tak niszczy jej ukochanego. - Gdzie szukać ratunku, gdzie pomocy?! – łkała. Wtem, wśród szumu fal usłyszała wyraźne słowa: Za tobą ... za tobą ... Gwałtownie odwróciła głowę! Na falochronie stal samotny biały wiatrak,
a jego skrzydła obracały się powoli. Z wiatraka wyszedł stary młynarz i zapytał o powód zmartwienia. Wtedy Alicja opowiedziała mu o problemie trapiącym żony marynarzy. Młynarz zamyślił się i poprosił, aby jutro przyszła z mężem. Nazajutrz oboje zjawili się przy wiatraku. Młynarz kazał Krzysztofowi codziennie okładać ciało leśnym błotem, w którym taplają się dziki, pływać w morzu
i spacerować po plaży, aż wyschnie na słońcu. Po tygodniu zabrał go do wiatraka i zaryglował drzwi. Co się tam działo tego nikt nie wie. Skrzydła wiatraka obracały się jak oszalałe, a ze środka dochodziło skrzypienie i zgrzytanie mechanizmów. Trwało to cały dzień. O zachodzie słońca Krzysztof wyszedł z wiatraka. Oczom zdumionej Alicji ukazał się piękny, młody mąż! Trudno opisać radość, jaka ich wypełniła.
Gdy dowiedzieli się o tym inni, pielgrzymkom do wiatraka nie było końca. Wieść o cudownym odmładzaniu poszła w świat. Liczni chętni leżeli w błocie, kąpali się, spacerowali i plażowali oczekując na swoją kolej. A wyniki były znakomite. Do domów wracali młodzi, tryskający zdrowiem ludzie! Aż – pewnej nocy – stary młynarz umarł nie przekazując nikomu tajemnicy zabiegów, jakie wykonywał. Również nikt z odmłodzonych nie potrafił powiedzieć, jak to się odbywało. Wiatrak stanął, z czasem jego mechanizmy zardzewiały. Ale ludzie nadal masowo przybywali do Świnoujścia. Zażywali błotnych kąpieli, pławili się w morzu i chodzili
po słonecznej plaży, aż do falochronu ze słynnym wiatrakiem, wierząc, że chociaż trochę pomoże to przywracaniu młodości. I tak jest do dzisiaj."





Pomysł zabrania rowerów okazał się strzałem w dziesiątkę, Świnoujście jest genialnym miastem do podróżowania na dwóch kółkach. Szerokie, ubite plaże pozwoliły nam jeździć po piasku wzdłuż morza i nie zakopać się, tak kręciliśmy kilometry
od falochronu do granicy polsko - niemieckiej, a czasami nawet zapędzaliśmy się dalej wgłąb sąsiedniego kraju. Mieliśmy nawet w planach wycieczkę plażą do Ahlbeck, ale akurat tego popołudnia nadciągnęły ciemne chmury od niemieckiej strony - śmialiśmy się wtedy, że Niemcy boją się naszego "najazdu". Poza tym kilka razy byliśmy na rowerach w porcie i w centrum Świnoujścia. Bywały nawet dni, kiedy przejechaliśmy na naszych jednośladach ponad 20 kilometrów z przystankami
na zwiedzanie.



Po chwili stania nasze rowery stwierdziły, że im także należy się odpoczynek, więc się położyły... :)


W trakcie jednej z przejażdżek wzdłuż morza spotkaliśmy fotografa, który poprosił nas żebyśmy stanęli z rowerami na tle morza i takim sposobem mamy na pamiątkę bardzo fajne zdjęcia.


Nigdy nie wyjeżdżaliśmy na wakacje poza sezonem, zawsze był to lipiec. Ale tym razem z różnych względów mogliśmy jechać dopiero we wrześniu i wcale tego nie żałuję. Łatwiej wtedy znaleźć kwaterę (my szukaliśmy tydzień przed wyjazdem), mniejsza ilość ludzi, jedynym problemem były obiady - większość restauracji była nastawiona na niemieckie portfele i podniebienia,
a knajpki z domowymi obiadami o cenach nie rujnujących budżetu były już zamknięte.

Nie spodziewałam się, że wakacje załatwiane na szybko poza sezonem mogą być takie fajne, przecież zawsze jeździliśmy nad polskie morze w lipcu, a tutaj wakacje w połowie września okazały się równie atrakcyjne.

Komentarze